Soup Culture to innowacyjność i ekologia. Jadalne i w dodatku smaczne opakowania można spotkać w niejednej ekskluzywnej restauracji. Jadalne kubeczki można spotkać zarówno w Polsce jak i na świecie. O tym bardzo ciekawym i do tego ekologicznym pomyśle mieliśmy możliwość porozmawiać z Angeliką Szkołudą - współwłaścicielką sieci Soup Culture i PR manager.
Skąd wziął się pomysł na Soup Culture?
Pomysł narodził się na długi czas przed obecnie trwającą rewolucją ekologiczną. Wyniknął z kilku potrzeb: jakościowego street foodu, ekologicznie zapakowanego jedzenia na wynos i realizacji odpowiedzialnego biznesu. Tych dwóch pierwszych czynników był i nadal jest deficyt - toniemy w morzu przetworzonych, niezdrowych fast foodów, otoczeni plastikowymi opakowaniami, w które te pierwsze są nam serwowane taśmowo. Ważnym czynnikiem była też pasja do technologii, jaką ma współwłaściciel polskiej sieci franczyzowej Soup Culture - Eugeniusz Adintsov. To on stworzył finalną wersję maszyny do wypieku chlebowych opakowań - głównego filara marki i do dzisiaj produkowane są one w Warszawie, pod jego okiem i kierownictwem dla całej, międzynarodowej sieci Soup Culture, która liczy już ponad 10 krajów.
Czy rozpoczęcie pierwszych franczyz było łatwe?
Ponieważ pierwsza otwarta restauracja była własna, to przeniosło się to na osobiste doświadczenie i przyniosło dużą wiedzę, zrozumienie co jest dobre a co trzeba poprawić, co funkcjonuje, a co wymaga przebudowania. Dzięki temu otwarcie kolejnych lokali nie było zadaniem trudnym. Bardziej skomplikowany był sam proces decyzji franczyzobiorcy.
Zasadą naszej franczyzy jest konsekwencja w utrzymywaniu pierwotnych reguł przy jednoczesnej, dużej swobodzie franczyzobiorców. O ile oferujemy duży pakiet franczyzowy, o tyle nasi franczyzobiorcy mają, przy całym wsparciu, prawie pełen wpływ na finalny wygląd i ofertę swojego lokalu. Co jednak istotne, te pierwotne zasady nie są elastyczne i każde Soup Culture powinno działać odpowiedzialnie, oferować tylko świeże i wysokiej jakości produkty, nie stosować plastiku i potraw mięsnych. A aby realnie wdrażać te zasady w swoim biznesie potrzeba osobistego zaangażowania i wysokiej świadomości, nie tylko dotyczącej środowiska, ale też w ogóle modeli franczyzowych w Polsce. Kupując franczyzę Soup Culture naprawdę ma się swoją zupiarnię, trzeba ją budować, rozwijać i tym samym mieć oczywiście ogromną satysfakcję i dochody.
W naszym systemie realnie jest się właścicielem swojego lokalu lub lokali. A na razie nie jesteśmy tutaj, nad Wisłą przyzwyczajeni do takiego modelu. Franczyzobiorcy wolą mieć mniejszy wpływ przy jednoczesnym poczuciu posiadania własnego biznesu, nawet, kiedy nie mogą decydować praktycznie o niczym istotnym dla marki. To wpływa na liczebność naszej sieci w Polsce i dla porównania za granicą. Chęć otwierania Soup Culture w innych krajach jest bardzo wysoka.
Fantastycznie jednak, że o ekologii tyle w naszym kraju zaczęło się mówić i doceniać szczere rozwiązania biznesowe, innowacje, które mogą być alternatywą dla dotychczas niezauważanego problemu. To sprzyja przyglądaniu się franczyzom oferującym koncept w tym obszarze, naturalną drogą podnosi świadomość społeczną i daje możliwość wyboru.
Ile obecnie posiadacie Państwo puntów franczyzowych?
W Polsce działają 4 lokale - 3 franczyzowe, jeden nasz własny. 2 kolejne lokale działają na zasadach partnerskich. Poza Polską tych punktów działa już niespełna 30. Bardzo doceniamy te liczby - jesteśmy niewielką, ale wywierającą wpływ grupą, zespołem działającym w biznesie ideowym, jednocześnie przynoszącym zyski. Cieszymy się, że uniknęliśmy wpadnięcia w korporacyjną machinę i automatyzacji naszych lokali. Bardzo przekłada się to na jakość produktów dostępnych w Soup Culture i jakość obsługi oraz współdziałania. Kiedy grupa jest duża, ale nadal nie ogromna, to jest indywidualizacja, każdy proces jest zauważony, a każdy sukces się docenia. Cieszymy się, że nasz model właśnie tak zafunkcjonował, bo początkowe plany nie były tak świadome w zakresie wielkości sieci. Nauczyliśmy się tego, czego oczekujemy biznesowo od naszego produktu i w jakim ma iść kierunku, na przestrzeni kilku lat, rosnąc powoli, ale regularnie.
Kto może zostać potencjalnym franczyzobiorcą?
Wszyscy ci, którzy chcą prowadzić własną gastronomię, bez względu na rozmiar i samego miejsca i biznesu w ogóle. Można otworzyć Soup Culture w przestrzeni powyżej 100 m kw. i można w Food Trucku, można pozostać przy jednym lokalu a można otworzyć ich kilka lub postawić na master franczyzę. Kluczem do sukcesu jest własne zaangażowanie i zbudowanie efektywnego, rzetelnego zespołu. Każdy, kto chce się osobiście przyczynić do budowania swojego lokalu Soup Culture i mieć na niego wpływ, myśli o odpowiedzialnym prowadzeniu własnej firmy i rozumie nasze idee (wysoka jakość, less waste i bez mięsa) jest potencjalnym franczyzobiorcą.
Oferujecie Państwo dwa sposoby współpracy partnerskiej. Czy może Pani/Pan pokrótce scharakteryzować współpracę z Soup Culture?
O ogólnych założeniach powiedziałam wcześniej, więc krótko scharakteryzuję tylko te dwa dostępne modele współpracy, bo różnią się one od siebie w znacznym stopniu. W zakres franczyzy wchodzi m.in. prawo do korzystania z licencji i marki Soup Culture, szkolenia, piec do wypiekania jadalnych opakowań, przepisy na autorskie ciasta i dania, doradztwo, projekt lokalu, wsparcie w zakresie przygotowania lokalu do uruchomienia, wsparcie bieżące, działania i wszelkie materiały promocyjne oraz wiele więcej. Jest to komplet pozwalający uruchomić, rozwinąć i kontynuować swój własny lokal. Co ważne - do proponowanych przez nas pozycji w menu, oczywiście nie licząc kremowych zup w jadalnych kubkach, będących podstawą karty, można swobodnie dodawać swoje potrawy, przekąski, desery i napoje. Nie narzucamy naszym franczyzobiorcom dostawców, nie dostarczamy półproduktów. Menu kompletuje się samemu, w oparciu tylko o główną zasadę nieprzewidującą dań mięsnych. Dotychczas wspaniale sprawdza się rozszerzanie menu zgodnie z pomysłami właścicieli lokali franczyzowych, we Wrocławiu goście przepadają za domowymi pierogami, a w Poznaniu dobierają do potraw wegańską czekoladę w kakaowych, jadalnych kubkach czy energetyzujące smoothies.
Koszt całej inwestycji, licząc pakiet franczyzowy, piec do tworzenia jadalnych kubków, remont, komplet sprzętu i promocję nowej lokalizacji, możemy oszacować w granicach 100 tys. zł. Konkretne czynniki wpływające na finalną kwotę inwestycji, uzależnione są od franczyzobiorcy. Niezmienna jest jedynie cena pakietu oraz pieca. Stałe opłaty miesięczne są kilkuprocentowe i uzależnione od obrotu.
Pakiet partnerski kierowany jest do już istniejących lub planowanych własnych konceptów i składa się z pieca do wypieku jadalnych opakowań, szkolenia i przepisów. Na mocy tej współpracy nie korzysta się z marki Soup Culture, nie ma też żadnych opłat miesięcznych. Wówczas jadalne kubki można wprowadzić do swojej restauracji, kawiarni, baru, piekarni czy stołówki. Pewnie jest jeszcze model, którego nie wymieniłam, a gdzie również zupa w jadalnym kubku sprawdziłaby się doskonale. Współpracę na zasadzie partnerskiej reguluje umowa, w której mamy jasno określone zasady, np. zdrowej konkurencji w odniesieniu do punktów franczyzowych. Dbamy o to, by każdy lokal mógł się rozwijać i nie być dla siebie konkurencją. Choć przy naszym modelu jest to praktycznie wykluczone.
Co jeszcze ważne we współpracy z Soup Culture - oferujemy kontakt bezpośrednio z nami. Nie mamy pośredników, agencji czy rzeszy pracowników odpowiadających na potrzeby franczyzobiorców w sposób podzielony, niepełny, bez konsultacji. W każdym przypadku, który obejmuje nasze kompetencje, dysponujemy wskazówką i wsparciem.
Wypiekanie takich miseczek jest proste? Oferujecie Państwo jakieś szkolenia?
Kubeczków. Oczywiście, bez szkolenia i konsultacji nie można przygotować jadalnych opakowań - składa się na nie robienie odpowiedniego ciasta, przygotowania porcji i obsługi samej maszyny. Zwieńczeniem tej pracy jest wypieczenie gorącego, pachnącego kubeczka. Sam proces jest skomplikowany tylko na początku, kiedy już nauczymy się kilku przepisów i zasad, możemy prężnie działać i wiedzę przekazywać potem swoim pracownikom. Jak już dochodzimy do wprawy, przygotowujemy ciasto na kilkadziesiąt kubków w niecałe 10 minut, ma ono prosty i naturalny skład, ponieważ przyrządza się je szybko, zawsze jest świeże. Produkowane przez nas piece są nowe, przygotowywane indywidualnie dla każdego franczyzobiorcy, także, przy zalecanym użytkowaniu, nie ulegają awariom i nie muszą być regularnie serwisowane. Podczas szkoleń uczymy całego procesu, poprzez przygotowanie ciasta, do konserwacji maszyny.
Pomysł i idea wydają się być świetne. Niemniej każdy biznes ma swoje plusy i minusy. Co jest najtrudniejsze we franczyzie Soup Culture?
Zapewne to, o czym wspominałam już wcześniej - zrozumienie elastyczności naszego modelu przy zachowaniu jednak tych sztandarowych zasad. We franczyzie generalną regułą jest odpowiedzialność w ograniczonym stopniu, działanie w bardzo określonych, sztywnych ramach. U nas stawiamy na potrzeby każdego przedsiębiorcy i dajemy maksimum poczucia odpowiedzialności za własne Soup Culture. To uważam jest jednocześnie najtrudniejsze do przyswojenia i najlepsze, co możemy zaoferować współpracownikom.
Dziękuję za rozmowę i życzę samych sukcesów!
***
Polecamy także:
WYWIAD: o franczyzie Carrefour z Michałem Florkiewiczem - Dyrektorem Sklepów Convenience